czwartek, 24 września 2015

Plonek Domownik

 Według dawnych wierzeń ludowych w domach, obok rodzin, można było doświadczyć obecności innych istot. Były to dobre duchy, które pomagały lub psociły, zależnie od podejścia gospodarzy.
Trzeba było się nimi zajmować, i troszczyć by nie opuściły domu. Tylko domostwo w którym owe duchy zamieszkiwały mogło cieszyć się urodzajem i szczęściem.
Duchy domowe dzielono na dwie kategorie: przyjazne i niebezpieczne. Rola niektórych z nich nie była do końca jednoznaczna: dobrym ludziom pomagały, natomiast sprawiały kłopoty złym. 

W Polsce dobre duchy nazywane były różnie (w zależności od regionu):
W moim regionie, czyli na Lubelszczyźnie, na terenie powiatu radzyńskiego (gmina Wohyń) można było spotkać określenia: gospodarz, ojczulek, dziadek, domownik, w innych regionach Polski spotykamy określenia ducha domowego: duszyczka, bożęta domowi, sąsiad, dobrochot, żyrownik, kobold (kłobuk), karzełek, skrzat, płonek. Myślę, że jeszcze sporo innych określeń dobrych duchów możemy znaleźć, ja poprzestanę na tym.


Domowy duszek opiekuńczy zamieszkiwał najczęściej kąt za łóżkiem, lub za piecem (zwłaszcza lubił gnieździć się między piecem a ścianą, gdzie było przytulnie i ciepło). Słyszałam również, że niektóre z nich większym upodobaniem darzyły opustoszały strych, chlewik lub stodołę. Często również Domownik, zamieszkiwał gospodarstwo z całą rodziną, żoną, dziećmi. Żona najczęściej w ciągu dnia przesiadywała pod podłogą, a o zmierzchu bądź w nocy wychodziła by prząść wełnę.
Przypisywano mu cechy rodzinne, takie jak gospodarność, współodpowiedzialność za dom i przychówek, rodzinność i opiekuńczość. W sytuacji gdy rodzina zmieniała miejsce zamieszkania zapraszała go by poszedł razem z nimi.
Gospodarze bardzo dbali o duchy które mieszkały pod ich dachem, często traktowali ich jak członków rodziny. Po obiedzie zgarniano resztki na talerzyk, lub do małej miseczki, i ustawiano w miejscu, w którym uważano, że duch mieszka, na strychu, czy na podłodze przy piecu. Szczególnie w czasie świąt gospodarze starali się być dla nich hojni. Ulubionym pożywieniem skrzatów było mleko, miód, ser, oraz kasza gryczana. W rewanżu duszki opiekowały się dziećmi, zamiatały izbę, dbały o obfitość plonów, i brak chorób w gospodarstwie. W niektórych regionach – szły do pracy w polu i zajmowały się obrządkiem bydła.
***
W II poł. XVIII wieku katolickie duchowieństwo podjęło działania mające na celu spopularyzowanie kultu istot anielskich, ze szczególną uwagą kierując je do mieszkańców wsi. Przeważyły tu wyobrażenia aniołów – stróżów. Przypisywano im funkcje opiekuńcze zabierając je tym samym starym domownikom, i usuwając je w kąt. Taki był cel wprowadzenia  opiekuńczych aniołów – stróżów, domowniki zostały zniesione do rangi groźnych diabłów, natomiast „nowe anioły opiekuńcze” miały zająć ich rolę. Jak możemy zobaczyć na dzisiejszej wsi zabieg się powiódł, o duchach domownikach nikt dziś nie słyszał, ani sam, ani od matki, czy nawet od babki.
***
Osobiście bardzo zaprzyjaźniłam się z Plonkiem Domownikiem - tak ma na imię mój nowy przyjaciel. Do tej pory był bardzo nieśmiały, mieszkał w kącie, nie rzucał się w oczy. Wychodził wieczorami, kiedy szłam do domu, i pracował po cichutku. Jednak dziś nastąpił przełom. Usłyszałam jak próbował zabrać mi jabłko, które swoją drogą zostawiłam dla niego na stole w pracowni. Zobaczyłam go, i osłupiałam ! Właśnie się poznajemy, jednak Plonek nie może u mnie zostać, jest mu smutno. Potrzebuje obowiązków i kogoś kto go będzie często przytulał. On uwielbia dzieci, chce się z nimi bawić, i choć w maleńkim stopniu się nimi zająć. Szuka domu.



 
















Na zdjęciach możecie podpatrzeć Plonka przy pracy. Tak on jest bardzo pracowity ! Również, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu frajdę sprawia mu pozowanie do zdjęć :D 

***
Plonek został uszyty z polskiej, wysokogatunkowej bawełny. Twarz ręcznie malowana. Buciki i szalik zrobione na drutach ze sznurka naturalnego. Włosy z włóczki. Mierzy zaledwie 22 cm.
Plonek zawsze nosi ze sobą worek na skarby, tym razem podkradł trochę łuski gryki.

Plonek był bardzo odważny ujawniając się, niebawem poznacie jego całą rodzinkę !

A u Was mieszkają Domowniki ? Rozejrzyjcie się czujnie zanim położycie się spać ;)

Pozdrawiamy serdecznie z pracowni !


P.S. Wszelkie informacje wykorzystane w poście pochodzą z mojej pracy magisterskiej pt "Diabły i demony ludowe na terenie gminy Wohyń", opartej głównie na przeprowadzonych osobiście badaniach terenowych, na terenie gminy Wohyń.

poniedziałek, 21 września 2015

Bo takich trzech, jak my dwie, niema ani jednej !


W temacie ostatniej twórczości, poczyniłam takie o to postępy. Był kogut, małe kaczki, więc dlaczego by nie baba ? Lubię je, szczególnie gdy ozdabiane są motywem folkowym. Można je powiesić na kuchennej ścianie, cieszyć się widokiem i klimatem który tworzy. Można tez powiesić ją zupełnie gdzie indziej, i patrzeć, a można też podarować... czasem dajemy prezenty.

Baba powstała bardzo podobnie jak kogut opisywany tutaj. Kto nie widział zapraszam. 

Przypomniał mi się pewien utwór, bardzo go lubię, i pozwolę sobie tutaj go umieścić. Jeśli nie znacie, koniecznie obejrzyjcie :)



Kochane baby, ach! te baby
człek by je łyżkami jadł…bul, bul, bul, bul ...
Tęgi chłop, co lekko w ręku łamie sztaby,
względem baby jest tak, jak dziecko, całkiem słaby.


Nasze baby mają 20 cm wysokości, i 0,5 cm grubości. Do powieszenia w ulubionym miejscu w domu.
Decoupage na płycie pilśniowej. Recykling pełną parą Emotikon wink

Do produkcji zostały wykorzystane farby akrylowe, klej wodny, oraz lakier akrylowy.
Bezpieczny lakier akrylowy spełnia surowe wymagania europejskiej normy PN EN 71.3 - Bezpieczeństwo Zabawek - łączy w sobie jakość i ekologię, Dzięki temu może być stosowany w pokojach dziecięcych.
Baby dostępne w  -->  sklepie.














środa, 16 września 2015

Koguty, recykling i wczesne pobudki

Kur pieje, pogoda się chwieje, i słabe w gosposi nadzieje, gdy śpi, jak kogut pieje.


Płyta pilśniowa z recyklingu, farby akrylowe, i decoupage.

Tak właśnie decoupage, dawno już nie sięgałam do tej metody zdobienia. I wiecie zapomniałam już, ile z niej miałam satysfakcji i frajdy przy pracy. Dzięki mojemu mężowi, zyskałam natchnienie. Dziękuję !
Narysowałam i przygotowałam szablony, wyciągnęliśmy z magazynku płytę pilśniową która czekała na lepsze czasy i spełnienie swojego przeznaczenia. Kto by się spodziewał ! Stara zakurzona płyta zamieniła się w piękne koguty, oraz inne baby które niebawem Wam pokażę !





Mąż, razem z córką wycieli wzory, po czym przeszły w moje ręce.



Chociaż koguty i inne baby powycinane i pomalowane zostały jeszcze w czerwcu to z efektem końcowym zmierzyłam się dopiero niedawno. Niektóre rzeczy muszą odleżeć swoje, zanim przyjdzie na nie natchnienie ;)

Wiecie pewnie, że jestem folklorystą i etnologiem z wykształcenia.... nie mogło być inaczej ;)


Motywy łowickie bardzo popularne ostatnio, lubicie, czy już macie dosyć ?


















Wielkość 22,5 cm.
Do produkcji zostały wykorzystane farby akrylowe, klej wodny, werniks pękający, postarzający, oraz lakier akrylowy.
Bezpieczny lakier akrylowy spełnia surowe wymagania europejskiej normy PN EN 71.3 - Bezpieczeństwo Zabawek - łączy w sobie jakość i ekologię, Dzięki temu może być stosowany w pokojach dziecięcych.
Koguty do zawieszenia na ścianie, wyglądają naprawdę wyjątkowo. Oryginalna ozdoba domu. Niesamowity klimat.
Zdecydowanie dobry pomysł na prezent dla siebie, lub najbliższych.

Zapraszam do sklepu !

niedziela, 13 września 2015

Przedszkole. Buty, worek i chwilowe zamotanie.

Wrzesień 

Dziewiąty miesiąc w roku, według używanego w Polsce kalendarza gregoriańskiego, ma 30 dni.
Nazwa miesiąca pochodzi od kwitnących w tym miesiącu wrzosów. Dawniej używano również nazwy pajęcznik od nici babiego lata. Łacińska nazwa September została zapożyczona przez większość języków europejskich.
We wrześniu następuje równonoc jesienna na półkuli północnej, a wiosenna na półkuli południowej. Pod względem meteorologicznym jest to w Polsce miesiąc jesienny.
Mniejsze dzieci idą do przedszkoli, nieco większe do pierwszych klas, a jeszcze inne, gdzie chcą. Oto nastał czas rozstania, nauki samodzielności, uczciwości, przyjaźni, rysunku i społeczeństwa. 

Wyszła we wtorek do przedszkola, dzielny mały trzylatek.
Szła, z dumnie podniesioną głową, śpiewając niedawno na tę okazję przygotowany utwór,
 Jestem sobie przedszkolaczek
nie grymaszę i nie płaczę, 
na bębenku sobie gram 
ram pam pam, 
ram, pam, pam...
Zwrotka odśpiewana po raz kolejny, i kolejny, bo to pierwszy dzień i tylko tyle znam. Nauczę się przecież. Jest wesoło, zabawnie, bardzo emocjonująco. Przeżywa radośnie pierwsze chwile. Nie może się doczekać kiedy się tam znajdzie.

Niebo! czemu mądrzy ludzie nie wynaleźli jeszcze  teleportacji ?

Jedziemy naszym już wygimnastykowanym nieco volkswagenem
Parking, wolne miejsce. Światła, bieg, szyba, kluczyki, pas - wszystko w ułamku chwili. Patrzę na Nią, siedzi z uśmiechniętą buzią. Wysiadam. Drzwi.
Drzwi. Pas. Dziecko. Samochód. 

Przedszkole. Buty, worek i chwilowe zamotanie, bo przecież kocyk nie podpisany, a powinien. Szybka akcja na przedszkolnej podłodze. Rozglądam się, dziecka nie ma. Zbłąkana, pośród przerażonych, zagubionych małych indywidualistów, którym dotychczas się wydawało, że znajdują się w centrum Wszechświata.
Po kilku dniach, rzeczywistość zaczyna nabierać kształtu. Nasza nałożyła szatę zdobioną końskim wzorem.


















Worek można założyć na plecy. Jest wykonany z dobrej, 100 % bawełny, gramatura około 120 gramMateriał do zdobycia w sklepie Otula.pl





Oczywiście worek musi być spersonalizowany. Bardzo uczynna w tym temacie była sTwórcza hafciarka.
Konie odnalazły się szybko w nowej przestrzeni, a miejsce przebierania świeżego przedszkolaka zostało uroczyście rozpoznawalne.

Wszystkim przedszkolakom życzymy dużo uśmiechu !

środa, 2 września 2015

worki na plecy

***

Testuję siebie, oddałam dziecko do przedszkola i zastanawiam się czy dobrze zrobiłam. Dziecko przystosowuje się zaskakująco szybko, nie płacze, chętnie się szykuje. Wszystko jej się podoba.
A mi trudno to zrozumieć, bo przecież jak to ?
Wszyscy przestrzegali, że będzie ciężko, że płacz, lament, stanie pod drzwiami i nasłuchiwanie..... 
A ja ? - odprowadzam Mary do drzwi, dostaję buziaka, i tyle widziałam dziecko. Jestem zaskoczona. To bardzo dobrze, tylko jakoś tak mi dziwnie, co dzień patrzę jak ona szybko rośnie, jak czas płynie. 
Śpieszcie się kochać ludzi kiedyś usłyszałam - teraz Wam przypominam.

***
Wakacje minęły szybko, cisną się na usta słowa, że może za szybko. Koło się obraca, machina nabiera rozpędu, czas ucieka, i znowu to samo, tylko my nieco inni... Świat się często powtarza. Moda się odnawia. Dziś, po letniej przerwie,powracam, by zaprezentować wynalazek który kiedyś był w łaskach, teraz nawraca. Pamiętacie takie worki ? Może mieliście przyjemność posiadać ?
Jeśli tak, wiecie, że ten podręczny worek jest niezastąpionym elementem wycieczkowym.
Do rzeczy.


Wrzesień zapowiada się łaskawie. Cieszy mnie to, bardzo lubię ten czas. 
Chociaż zdaje się młodzież nieco mniej. Znowu szkoła, lekcje, prace domowe, wczesne pobudki, sprawdziany, i inne na których się już, lub jeszcze nie znam.
By osłodzić co niektórym powrót, wykonałam kilka unikatowych ręcznie malowanych/barwionych worków na plecy.
Do dobry, solidny sprzęt. Wytrzymałe sznurki, 100 % bawełna o gramaturze 140 g/m2. Plecak ma pojemność około 12 litrów, a rozmiar ok 37 x 46 cm. 
Sprawdza się wyśmienicie na wycieczki, spacery, na buty, na książki, i na inne rzeczy które sobie wymyślicie.








Chętnych zapraszam na pracowniastwory.pl